Marek Nasiadka PHOTOGRAPHY

Felieton niepoprawny (9)

Z notatnika kur(w)acjusza

Słowo się rzekło – kobyłka u płota.
Powiedziałem, że udam się do wód, aby przehulać olbrzymią podwyżkę emerytury, jaką dostałem od łaskawie nam panujących. Udałem się więc do zdroju w Dusznikach, gdzie spędziłem prawie trzy tygodnie.
Całą podwyżkę przehulałem. Wystarczyło jej na całe dwa dni z hakiem opłaty uzdrowiskowej. A było za co płacić. Usiadłem na ławeczce i wtedy dotarła do mnie znajoma woń palonego niezbyt wysokiej jakości węgla. To duszącą wonią nasycały atmosferę okoliczne pensjonaty. I stąd zapewne nazwa „Duszniki”.
Zarząd uzdrowiska wraz z burmistrzem nie stanął od początku na wysokości zadania. Nie potrafili zapewnić właściwej do wypoczynku pogody. Przez trzy tygodnie lało, a na koniec przyszła zima. W tych warunkach ciężko było upłynnić wielką sumę podwyżki. Większość miała stroje przygotowane na wiosenną pogodę.
Panie kucharki dogadzały nam kulinarnie. Potrawy były jak Wieliczka i Bochnia oraz Kujawy połączonych w jeden dominujący smak. A to stąd, że jedyną używaną przez panie przyprawą była sól kamienna (dla zainteresowanych: substancja chemiczna – chlorek sodu – NaCl lub inaczej minerał halit). Wprawdzie na stole stał pieprz, ale był on już tak zasłużony, że nie miał żadnego zapachu i smaku. Drugą przyprawą udostępnioną na stoliku była sól.
Podobała mi się dyscyplina. Drzwi wejściowe zamykano na klucz o dwudziestej drugiej. Wreszcie mogłem poczuć się, jak pensjonarka, która nocą cichutko zakrada się do domu, aby mama z tatą niczego nie zauważyli.
Niemal codziennie nawiedzała nas p. Ania, która dzieliła się z nami radosnymi informacjami. A to wycieczki, a to zdjęcia z tych wycieczek. Jakoś nie gustuję w tego typu imprezach. Umiem sam zorganizować sobie czas. Jednak od uczestników tych rozrywek dowiedziałem się, jak to wyglądało. Clou każdej z imprez polegało na wyrwaniu kasy od kuracjuszy.
Zarząd uzdrowiska wszelkimi siłami starał się mi pomóc w roztrwonieniu olbrzymiej kwoty, jaką wyasygnował rząd i ZUS. Ma się rozumieć pomagano też innym, jako że większość stanowili emeryci i renciści potraktowni finansow równie hojnie. Na samym początku musiałem kupić prześcieradełko z fizeliny. Niestety okazało się ono zbyt tanie. Za podwyżkę mógłbym nabyć aż trzy.
Od lat jestem herbaciarzem. Aby mój móżg właściwie funkcjonował muszę mieć pod ręką kubek herbaty. Do pokoju wynajęliśmy czajnik. Było nas trzech. Po podzieleniu kwoty wyszło, że na to nie wydam całej podwyżki.
W przeciwieństwie do herbaty bez telewizji potrafię się obejść. Tak naprawdę moje zainteresowanie dziesiątą muzą ogranicza się do systematycznego oglądania teleturnieju prowadzonego przez Pana Tadeusza Sznuka. Czasami jeszcze zdarza mi się obejrzeć jakiś film. Nie wyrażałem więc zainteresowania ofertą wykupienia oferty programowej. Jak później się okazało oferta ta ograniczała się głównie do kilku podstawowych kanałów telewizji publicznej oraz kilk kanałów telewizji komercyjnej oferującej przede wszystkim programy komercyjnej telesprzedaży oraz kilka kanałów nie wymagających zbyt wiekiego zaangażowannia intelektualnego. Za to opłata w pełni zaspokajała potrzebę upłynnienia zusowskich nadwyżek. Za tę cenę w kablówce mam trzy razy więcej kanałów i internet.
Wiek XXI do uzdrowiska jeszcze nie dotarł. Ujawniło się to poprzez internet. Niby było wi-fi. Jednak ta opcja właściwie nie działała. Otworzenie jakiejkolwiek strony wymagało bowiem anielskiej cierpliwości. Otwieranie takiej strony twało boiem kilka minut, a i to nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Na dodatek zabezpieczenie sieci było wątpliwe. Po dwóch dniach okazało się, że mój komputer złapał wirusa.
No i wreszcie słów kilkoro o współpensjonariuszach.
Przy stole mieliśmy dwie starsze panie. Widać było, że jedna z nich była przyzwyczajona do rządzenia innymi. Widać w domu miała pod opieką gromadkę wnuczków. Stale ustawiała swoją koleżankę. Nas też usiłowała sobie podporządkować. Udawaliśmy uległość. Ta sytuacja bardzo nas bawiła. Zostawaliśmy przy stole nieco dłużej i po odejściu starszych pań mogliśmy sobie swobodnie porozmawiać.
Muszę jednak z dumą stwierdzić, że dwa razy zostałem przez naszą panią pochwalony. Po raz pierwszy za jabłuszko. „Panie Marku, weźmie pan jabłuszko!” Nawet nie próbowałem protestować – wziąłem. I wtedy usłyszałem pochwałe: „Bardzo dobrze, panie Marku, bardzo dobrze”. Na posiłki stale przychodziłem ostatni. I oto jednego razu udało mi się przyjść pierwszemu. Panie dotarły do stołu i wtedy zostałem pochwalony po raz drugi. „O, pan Marek już jest. Bardzo dobrze! Bardzo dobrze!”. Dwie pochwały w ciągu dwudziestu dni daje dziesięcioprocentowy wskaźnik pochwał. Czy może ktoś się pochwalić takim osiągnięciem?
Wreszcie trzy panie – kur(w)acjuszki, że tak się wyrażę – pełną gębą. Walczyły o swoje jak lwice. Zapisały się na całodzienną wycieczkę. Z kuchni wzięły na cały dzień suchy prowiant. Nie wiem, dlaczego nie pojechały. Jednak przyszły na obiad, którego dla nich ma się rozumieć nie było. Zaczęły się więc domagać posiłku. Nie docierały do nich żadne tłumaczenia personelu, że wzięły prowiant. Zrobiły więc awanturę,która skończyła się u kierowniczki sanatorium. Mało tego zaczęły się domagać zwrotu pieniędzy za te dni, kiedy nie było ich na miejscu, bo wyjeżdżały. Zdenerwowały tym kierowniczkę, która wstrzymała wszystkie wcześniejsze wyjazdy do domu (była to już końcówka turnusu). Skończyło się to tak, że wszyscy którzy chcieli wcześniej wyjechać – wyjechali. Natomiast te trzy panie musiały poczekać na wypis do zakończenia turnusu.

Aby oglądać zdjęcia w pełnej rozdzielczości należy najechać rączką na pierwszą miniaturę. Następne kolejne zdjęcia wywołujemy przez kliknięcie prawego klawisza ze strzałką (lub lewego jeżeli chcemy przesuwać do tyłu)klikając strzałki widoczne pod zdjęciem.

Wszystkie zdjęcia i teksty prezentowane na tych stronach chronione są prawem autorskim. 

Ich kopiowanie, wykorzystywanie i publikowanie bez zgody autora jest zabronione.